Jeżeli pierwszy dzień erazmusa jest zapowiedzią tego co wydarzy się przez najbliższe miesiące, to przede mną szykuje się niezły hardkorek...
Sama podróż minęła zakakująco szybko i co dziwne bez niespodzianek. Wyjątkowo obyło się bez piszczenia w bramkach, paradowania w skarpetkach przed ochroną a żaden celnik nie zaglądał mi do kanapek. W samolocie pan Hiszpan pilot powiedział ‘Hola’ i pobełkotał trochę po angielsku. W pierwszej chwili myślałyśmy, że to kataloński, ale gardłowe tenkju tenkju forrr atenszyn, wyjasnilo wszystko. Na lotnisku w Gironie z kolei poczułam się jak w domu - od razu przypomniało mi się zeszłoroczne nocowanko na walizkach, bieganie ze szczoteczką do zębów tam i spowrotem :)
Tak więc dojechałyśmy, jesteśmy w Barsie, żyjemy! Na dobry początek – dopóki nie znajdziemy czegoś własnego, mieszkamy w piso znajomego Portugalca Kiniego i jego wesołymi companieros.
Kini, jak na maczo dżentelemena przystało, odbiera nas z bagażami i zabiera od razu do knajpos na mecz Sportingu. Idziemy, mimo tego, że od lat wbija mi sie do glowy, że to Benfica jest tą jedyną słuszną drużyną portugalska. łotewer..
Na meczu w koncu jest okazja poznac nowych tymczasowych wspolokatorow i uslyszec wszystkie mozliwe akcenty hiszpańskiego. Lorenzo italiaaaano. Jego espańollo doprowadza wszystkich do łez. Melisa, argentina, najnormalniejsza z całego towrzystwa. Po 3 piwach nie potrafi mowic bez argentynskiego szeleszczenia. Victor Portugalczyk, lat trzydziesci pare. Był greckim erazmusem. Victor zajmuje sie myciem samolotów na lotnisku i umie powiedzieć po polsku 'kocham cie'. Leandro brazylijczyk no i Kini.
Oczywisce, jak można bylo sie spodziewać, kulturalne ogladanie meczu zamienilo sie w licytowanie kto zna jakie przekleństwa/toasty w jakim języku i ogólnie takie takie.
Wracamy piechotą: Melisa się zgubiła, Kini poszedł w prawo a my nie wiedzieć czemu podążamy za Lorenzo, który co 5 minut zapewnia nas ze za 5 minut będziemy w domu. Pamiętajcie-nigdy nie ufajcie pijanym Włochom!
Wracamy do domu, do naszej komórki i rzucamy się na matereac. Asia w kurtce.A ja-w butach...
Oczywiście, że jedyną słuszną drużyną portugalską jest Sporting... ale Sporting Braga!:)
OdpowiedzUsuńA Włochom to się nie ufa nie tylko po pijaku!!
Szacun, że chce Ci się pisać blog... mam nadzieję, że po miesiącu ciągłych imprez dalej będzie Ci się chciało;) Powodzenia i um beijinho desde Brasil!
obiecałam to pisze ;) ale jak siebie znam zrezygnuje po miesiacu... besos!
OdpowiedzUsuń(pisze jako anonimowy bo nie wiem jak napisac jako ja;P)
jakoś tak dziwnie, Ty tam ja tu (zabrzmiało jak wyznanie miłosne ;P) dzięki Ci kobieto za tego bloga, tylko regularnośc Twych wpisów pozwoli mi przerwać zime i sesje w naszym kraju więc bądz łaskawa :):*
OdpowiedzUsuńteż nie wiem jak sie podpisać wiec pisze ja.. z resztą wiesz kto :D
Ty lubisz w butach ;*
OdpowiedzUsuń