Ponieważ dzisiaj niedziela ,a do tego pora siesty, dzielnica jest absolutnie wymarła. Cisza, spokój, czasem leniwie przebiegnie jakiś kot…
Jednak im bliżej Sagrady, tym mniejsza sielanka. Turistas turistas turistas. I wszystkie konsekwencje z tym związane: tandente sklepiki z szalikami i koszulkami Puyola i Iniesty,torebki, na których Barcelona odmieniona jest przez wszystkie przypadki… Byki, sombrera, kastaniety wachlarze- jedno wielkie OLE!
Sagrada jak to Sagrada-więcej widać żurawi niż samej katedry. Dla mnie zawsze będzie trochę przereklamowana..Mimo wszystko-miło popatrzeć, w końcu legenda...
Wracając na Sicilie przed blokiem czekała na mnie miła niespodzianka...
Teraz, jak nigdy wcześniej, poczułam się jak w domu :)

a pomyśleć że zamieniłyśmy to miejsce na klitke u Marisol..:*besitos moja kochana
OdpowiedzUsuńhiszpański kurczak... o jak słodko... :)
OdpowiedzUsuńTatar
zdjęcia świetnie ubsrwiają tekst :D
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie ;)