niedziela, 24 stycznia 2010

don't panic

W ostatnim czasie coraz częściej zaczyna ogarniać mnie panika. I nie chodzi tu bynajmniej o katalońską sesję, całki pana Jorge i hiszpański rynek pracy. Nie, nie… Mam bardziej na myśli świadomość tego, że już niedługo się rozdzielimy. W sensie że ja i Barsa. Że za miesiąc już mnie tu nie będzie. Że wrócę do zasp, mrozów i autobusu 135. Panic, absolutny panic! Dlatego ostatnio, mimo egzaminów, każdego dnia staram się oglądać, odkrywać i przeżywać ze zdwojoną siłą. Notuje gdzie iść, co zobaczyć i kogo odwiedzić. Odwiedzam miejsca, o których zapomniałam lub które omijałam łukiem dość szerokim.

Jednym z takich miejsc-dzielnic był zawsze Raval. Jak to się stało, że do tej pory nawet o nim tu nie wspomniałam?




Gótic i Raval dzieli tylko jedna ulica - La Rambla. Gotic po lewej, Raval po prawej… odległośc 50 metrów. Niby tak blisko a różnica- niesamowita! W Góticu czuję się jak w domu. Ogarniam już prawie każdą uliczkę, poznaję większość barów, kojarzę sporo sklepów i przede wszystkim - czuję się w nim mega bezpiecznie.
Raval to trochę inna bajka. Co tu ukrywać - to dzielnia, która ma najgorszą opinię w j Barcelonie. Prostytutki, transwestyci, dragi, imigranci…I choć ma swój klimat i fajne sklepy z kolczykami, zawsze jestem w nim troche spanikowana.



Gdy ktoś mówi : „Mieszkam na Ravalu” w oczach rozmówcy maluje się niemy szacunek... Jedną z osób, która właśnie na taki szacunek zasługuje jest Benek. Nasz Benek zamieszkuje jeden z największych ravalowych zaułków. Zaułek, znany jedynie z opowieści, wczoraj po raz pierwszy stał się jak najbardziej realny. Benek zaprosił nas bowiem na wieczór z filmowy, w towarzystwie swojego katalońskiego kuzyna. Gratisową zaserwował Cavę z lodami. Miło z jego strony.
Ale nie powiem, w drodze zdygałam się jak ta lala.
Bo o ile Raval w dzień można przełknąć, w nocy już nie ten tego. Panic, absolutny panic!

Wieczór, miły że hoho, zakończyliśmy, zupełnie niepotrzebnie, zapodaniem „Czerwonego smoka”. Oglądanie przygód Hanibala Lectera w samym sercu Ravala nie jest chyba najlepszym pomysłem. Zwłaszcza jeśli wspomnianą dzielnicę trzeba przemierzyć w godzinach nadrannych, aby dostać się na przystanek…
Cóż to był za sprint! Myślę że pobiłyśmy z Aśką życiowy rekord na 1000 metrów.

Żeby było śmieszniej, w drodze do domu zepsuł się autobus. Gaśnie światło, coś pyrka a pan kierowca Katalończyk mówi,że "lo siento ale dalej nie jedziemy, następny za godzinę" . W autobusie panic, absolutny panic! Pokrzykiwanie, oburzenie i ogólna dyskusja na temat środków transportu w Barcelonie. Hiszpan lat 20kilka (typ rewolucjonisty) od razu przejmuje inicjatywę - stwierdza że to skandal! Że stąd do domu piechotą ma 20 minut. A przecież 20 minut w TAKĄ ZIMĘ (12 na plusie) iść, to coś strasznego! Panic, absolutny panic!

Raval uważam za odhaczony. Mamo nie panikuj, już tam nie wrócę.
Ja tez sprobuje sie uspokoić. Mimo wszystko troche czasu mi zostalo.

3 komentarze:

  1. 135 niekoniecznie, przeciez jest benfica
    a Raval- ja się bałam czytając Marinę Zafona a co dopiero w realu brrr

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej zupełnie przypatkowo trafiłam na twojego bloga i muszę Ci powiedzieć , że jestem pod ogromnym wrażeniem . Super prowaszisz go , świetnie piszesz

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję! bardzo mi miło,że ktoś go czyta.

    OdpowiedzUsuń