Powiem szczerze, ze ostatnio trochę nie ogarniam. Kalendarz mówi: nena, jest grudzień. Za dwa tygodnie wracasz do domu na święta! W sensie ze choinka, bałwany, mróz. Najwyższy czas znienawidzić Mariah Carrey, zapytać czy do they know its Christmas i po raz kolejny wciągnąć Love Actually z Bibiszem. Przedświąteczny dzień jak codzien we Wrocławiu.
A w Barsie? A w Barsie to ja nie ogarniam.
Co z tego ze kalendarz krzyczy, skoro ja wiosnę czuje? Bo chociaż w sklepach Feliz Navidad, panowie Hiszpanie wieszają ozdóbki na ulicach a promocje skaczą do oczu: "wybierz mnie", coś tu ewidentnie śmierdzi.
Za oknem 16-18 stopni.W ciągu dnia słońce grzeje jak solara, drzewa cały czas są "oliścione" a na niebie nie ma ani jednej chmurki! Nie wiem skąd wzięły się plotki o tym, że Barcelona zimą to kraina deszczowców. Pewnie jakiś Don Pedro maczał w tym palce... W każdym razie wiosna wiosna wiosna ach to ty!
I choć jako naczelny zmarzluch nie lansuję się po Rambli bez płaszcza, krótko-rękawkowcy często sie zdarzają... Co poniektóre jednostki uskuteczniają dalej plażowe opalanko. A ostatnio na Barcelonecie spotkałam pana Hiszpana-rowerzystę gołego i wesołego. Bum cyk cyk! Sensacji specjalnej nie wzbudził, bo podobno Barsa to jedyne europejskie miasto, w którym na legalu można pomykać bez galotów. Ale mimo wszystko było to dość spektakularne.
Morza szum, ptaków śpiew, złota plaza i golasy na rowerach - jak tu w takich warunkach myśleć o świętach? Choinkach? Skrzypiącym śniegu i reniferach.. Coś tu nie gra...Nie ogarniam.
Mimo mało świątecznej pogody i atmosfery postanowiłam jak normalny człowiek choć na chwile poddać się tej wymuszonej bożonarodzeniowej psychozie i wybrać się z Katarzyną na zakupy. Do Gotica. Oczywiście "zakupy" w naszym rozumieniu to wchodzenie do sklepu, macanie, przymierzanie, piszczenie i z założenia niekupowanie. Bo ceny jakie są każdy widzi. Trudno je ogarnąć. Ale warto iść na takie zakupy nawet dla samego "pochodzenia". Sklepy są absolutnie niepowtarzalne! Zawsze znajdzie się jakaś perełka i nawet jeśli nie ogarniam, lubię popatrzeć. Zwłaszcza na te ze słodyczami.
Na koniec kolejna rzecz której trochę nie ogarniam. Barsa wygrała! No cóż - trudno, tak tez bywa. Jakby nie patrzeć Iker ładnie bronił. Raul trochę pobiegał. Ramos ostatnio zmężniał... I przynajmniej fajna biba w pubie była.
Mimo nieogarniania w sumie to jestem contenta!
Bez kitu :)
środa, 2 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ciasteczka cudne, ciekawe czy tak wspaniale smakują jak wyglądają
OdpowiedzUsuńmusisz mieć zepsuty termometr, skoro pokazuje tylko 16 lub 18 stopni.
OdpowiedzUsuńzazdrość mnie zżera!
ey, nena, trzymaj się!
besazo!
teraz może zrozumiesz dlaczego ja czułem wiosnę w grudniu na pierwszym roku we Wrocławiu ;)
OdpowiedzUsuń