Barcelona to miasto, w którym spełniają się marzenia. Weekendy na plaży, turbo Gaudi, kina jak ta lala, herbatki z Manu Chao... Czego można chcieć więcej? Okazuje się, że można. I nawet trzeba! Bo Barcelona to muzyczny raj. Koncertów ci tu pod dostatkiem! W ciągu jednego tygodnia byłabym w stanie odhaczyć kilkanaście koncertowych marzeń. Editors…Yann Tiersen…Depeche Mode... Każdego dnia mijam dziesiątki słupów z dziesiątkami plakatów, ogłoszeń, zaproszeń, z których do tej pory z ciężkim sercem rezygnowałam.
Ale nie tym razem! Bo odkąd dowiedziałam się, że Franz Ferdinand zawita w katalońskie strony, cierpię na poważne problemy z koncentracją.
Jakby nie patrzeć Franz to jedna z moich pierwszych, prawdziwych, muzycznych miłości. I choć ostatnio trochę ich zaniedbałam, sentyment pozostał..
Łezka w oku, wspomnienia wróciły, nie ma co czekać – idziemy!
Co tu dużo gadać koncert mnie powalił! Zmiażdżył! Zmasakrował! I naładował pozytywną energią na długi długi czas. Franze rozwaliły poczuciem humoru,dystansem do siebie i czarnymi krawatami.. Setlistą uskutecznili niezły koncert życzeń. Było Matinee, było Darts of pleasure. Były tysiące gardeł krzyczące Take me out. No i ukochane Lucid Dreams - psychodelia na koniec, czyli to co tygryski i ewy.pe lubią najbardziej! Jak to ujął Mops: TO był niezły TRANS Ferdinand.
Poza tym, po raz pierwszy w życiu stwierdziłam, że fajnie mieć 176 cm wzrostu w Hiszpanii. Widziałam całą scenę, byłam w stanie policzyć wszystkie łysinki przed sobą i nawiązać kontakt wzrokowy ze skarpetkami wokalisty.
Żeby było fajniej - specjalnie na koncert przyjechała Karola! Prosto z Valencii! Wyturbiste spotkanie prawie po latach..Oprócz Franzowego szaleństwa w końcu uskuteczniłyśmy barcelońskie szwendanie po Montjuicu, Goticu i okolicach.
Z Karolą do Barsy przytachała się grupa 15 walencjańskich Erasmusów i właśnie z nimi przeżyłyśmy idealną, indie rockową turbo mega ucztę stulecia.
Tyle wrażeń. Na deser klasyka. Take me out por supuesto. Może oklepane, może trochę już nudne, może wszystkim znane... Ale co tu dużo gadać- trudno się od tego uwolnić.
Kitu absolutnie brak.
wtorek, 8 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
gratuluję nauczenia się wstawiania filmików z YouTube :D
OdpowiedzUsuńheh też mam fajne wspomnienia z liceum (czy może końcówką gimnazjum?) i Trójkowym Ekspresem :D, chociaż mnie popchnęło wtedy raczej w stronę AudioSlave ;)
pozdrawiam
a dzieki Zbychu dzieki, ktoś mi to całkiem dobrze wytłumaczył;)
OdpowiedzUsuńa Trójkowy Ekspress (ale ten z czasów Kostrzewy!) to faktycznie była niezła kopalnia zespołów...bez kitu
zabrzmię teraz jak ostatni staruch, ale ech.... to były czasy...
OdpowiedzUsuńbuziak :*
Bejbi, Franz bez Ciebie to nie to samo... :*:*
OdpowiedzUsuń