Barcelona jest już odległa.
Jak dobry sen, na wspomnienie którego bezwiednie się uśmiechasz...
I choć bardzo tego chcesz, wiesz, że drugi raz wyśnić się go nie da.
Barcelona, którą zostawiam to nie tylko miasto.
Nie tylko ulice, kościoły i morze. Skrzywiony Gaudi, Gotic i Raval...
Barcelona to przede wszystkim ludzie. Rozmowy, uśmiechy i turbo głupawki.
Czy gdybym ich nie spotkała, kochałabym to miasto tak samo?
Czy gdybym chciała bez nich wrócić - miałoby to jakikolwiek sens?
To ostatni barceloński post. Powrotów nie będzie.
Trochę oszukuję, bo piszę go z domu. Kapcie, kaloryfer, na kolanach Tosia. Za oknem prószy śnieg, właściwie pierwszy w tym roku.
A ja wcinam pasztet i wracam życia. Bynajmniej nie turbo, lecz prawdziwego.
Wracam ale, bez kitu, stawiam trzykropek. Bo chęć hiszpańskich odkryć długo nie pozwoli zasnąć :)
Póki co, dziękuję za uwagę. Myślę, że było miło.
Bez odbioru.
sobota, 13 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ewcia!!! Nawet nie wiesz jak mi smutno, że juz Twojego bloga nie będę czytać! Tyle energii mi zawsze dodawał. Z niecierpliwością czekałam na każdy "nastepny odcinek turbo życia":) Dziękuję, rzczywiście - było miło:)
OdpowiedzUsuńBuziaaa!
Karola
świetny blog. Mnie również zafascynowało to miasto...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę czasu spędzonego w tym mieście. Moim marzeniem jest
tam kiedyś zamieszkać na stale...
pozdrawiam
Karol 3 miasto